Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/prowadzenieciazy.wroclaw.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra14/ftp/prowadzenieciazy.wroclaw.pl/paka.php on line 5
- No dobrze, ile?

- No dobrze, ile?

  • Paweł

- No dobrze, ile?

19 January 2021 by Paweł

- Pełen dom, a reszta w stodole. Rozbawiło to Marka, zachichotał. - Przed twoim męŜem stoi powaŜne zadanie. - Mam nadzieję, Ŝe je wykona. Znów pocałowała Erikę, która, uradowana, gaworzyła coś w swoim języku. Spostrzegła, Ŝe Mark wzrok ma utkwiony w jej ustach. I poczuła wyraźnie, Ŝe coś zaczęło się dziać w tym pokoju, jakby wypełniało go napięcie, jakie oni oboje wytwarzali. I zapragnęła z całej mocy poznać smak jego pocałunku. Przeraziła się swoich marzeń i pomyślała, Ŝe musi ich się pozbyć, ale nic z tego nie wyszło, było to ponad jej siły. Nawet jeśli pocałuje go, on nigdy jej nie zrozumie. Ani jej uczuć, ani jej sposobu myślenia. Bicie obu ich serc odbijało się echem od ścian tego pokoju, tłumiło nawet gaworzenie Eriki. Przeniknęła ją fala gorąca, gdy spojrzał na nią tak, jakby dopiero teraz dostrzegł w niej kobietę. W tej właśnie chwili - z udziałem jego woli czy bez - Alli poczuła przypływ poŜądania. Pragnęła ponad wszystko wtulić się w jego ramiona i Ŝeby całował ją, tak jak to sobie wymarzyła. Zabrakło jej tchu, kiedy Mark zbliŜył się do niej, pochylił, i gdyby nie głos małej, pocałowałby ją. - Ta-ta... Jakby nagle wróciła mu świadomość; wyprostował się, cofnął parę kroków i przetarł dłonią twarz. - Wezmę twoje rzeczy z samochodu - powiedział idąc juŜ w stronę auta. Coś ją ścisnęło za gardło. Prawie ją pocałował. Po dwóch latach dał jej sygnał, Ŝe zaleŜy mu na niej. - Pamiętasz, Ŝe wieczorem mam spotkanie w klubie? - zapytał. RóŜne myśli tłoczyły jej się w głowie. - Tak, pamiętam. - I nie przejmuj się kolacją. Pani Sanders przygotowała wczoraj co nieco. - Pani Sanders? - Tak, moja gospodyni i kucharka. Przychodzi parę razy w tygodniu. - A widząc wciąŜ pytanie w jej oczach, dodał: - Gotuje, sprząta, ale dzieckiem się nie zajmuje. Ma pięćdziesiąt siedem lat, wychowała piątkę swoich i mówi, Ŝe do obcych dzieci nie ma cierpliwości. Zalicza się do babć tak zwanych wyzwolonych. - Chętnie ją poznam - rzekła Alli, nie odrywając oczu od Marka, a zarazem karcąc się za to w duchu. Wolałaby, Ŝeby juŜ sobie poszedł, Ŝeby mogła normalnie oddychać. Mark uśmiechnął się. - Coś mi się zdaje, Ŝe ona równieŜ chce cię poznać. Co powiedziawszy, wyszedł z pokoju. - Podobno masz juŜ z głowy problem opiekunki - powiedział Logan Voss, gdy wchodzili do baru przed zebraniem. - Pewno wiesz takŜe, Ŝe to Alli podjęła się opieki nad dzieckiem. - Tak, słyszałem - odrzekł Logan, chichocząc. - Co słyszałeś? - zapytał Jake Thorne zapraszając ich do zajęcia miejsc na obitych skórą fotelach. - śe Alli została niańką Eriki - odparł Logan. - A wiedząc, jak odpowiedzialną osobą jest Alli, moŜemy być spokojni, Ŝe Erika jest w dobrych rękach. Mark potwierdził skinieniem głowy. W tym momencie chętnie by oświadczył wszem i wobec, jak dobre są ręce, w które powierzył dziewczynkę. Na szczęście, gdy wrócił wówczas do pokoju z jej rzeczami, nie zastał jej juŜ. PołoŜyła dziecko spać i wyszła na spacer. Ucieszył się, bo w samotności mógł się jakoś pozbierać. Po raz pierwszy w Ŝyciu tak bardzo pragnął całować kobietę. Długo stał pod prysznicem, łając się w duchu za własną słabość, za marzenia o

Posted in: Bez kategorii Tagged: facet manipulant, jak obierać melona, jak go rozkochać,

Najczęściej czytane:

- Nie wiem, o czym mówisz - wykręcił się.

Uśmiechnęła się tylko, po czym spoważniała, widząc ciemne sińce pod jego oczami. - Ty chyba w ogóle nie spałeś? - spytała z troską. Zdumiał się. ... [Read more...]

- Nie zostanę tu ani dnia dłużej - oznajmiła stanowczo. - Nie mogę.

- Panienka też go kocha. - Nie! Tak... Och, nie wiem! - Odwróciła się do okna, jakby miała nadzieję ujrzeć oddalające się światła samochodu Marka. - Muszę wyjechać. Jeśli zabiorę Henry'ego, Mark będzie musiał przyjąć koronę i w ten sposób zmierzyć się ze swoją przeszłością. - Ale nie nauczy się kochać. ... [Read more...]

ff wymruczał coś pod nosem. Chris potraktował to jako sygnał do kontynuacji wywodu. - Jak to zauważył Beck, pani Paulik może zmienić zdanie. Na pogotowiu trochę jej odpaliło, nic dziwnego, w takiej traumatycznej sytuacji. Pewnie odgrywała scenkę, którą zobaczyła wcześniej w Ostrym dyżurze. Założę się, że dziś jest inaczej. W bezlitosnym świetle dnia rzeczywistość wygląda znacznie mniej kolorowo. Może z większą chęcią przystanie na ugodę. Po drugie, Billy Paulik zawsze był wzorowym pracownikiem. Nigdy nie sprawiał kłopotu. Kiedy dojdzie do siebie, zapewne sam przyzna, że postąpił niewłaściwie i to był jego błąd, nie nasz. Będzie zbyt zażenowany, żeby ciągać nas po sądach za wypadek, który nastąpił nie z naszej winy. Huff zastanowił się przez chwilę nad argumentami Chrisa, po czym zwrócił się do Becka: - Widziałeś jego żonę. Co o niej sądzisz? Przemawiała przez nią histeria? - Mam nadzieję, że Chris ma rację, ale płacicie mi za to, żebym rozważał najgorsze scenariusze. Wczoraj w nocy pani Paulik wyraziła się nader jasno o swoich planach wobec przedsiębiorstwa. - Zamierza nam urwać jaja? - Myślę, że powinniśmy się przygotować na taką ewentualność, a przynajmniej na bardzo nieprzychylną krytykę ze strony społeczeństwa. - W takim razie spróbujmy zażegnać konflikt - rzucił Chris, wciąż usiłując załagodzić sytuację. - Powstrzymajmy ją, zanim na dobre się rozkręci, zademonstrujmy naszą dobrą wolę. Zaoferujmy ich dzieciakom sponsorowaną wyprawę do „Toys 'R' Us". Wyślijmy nowiutkiego, lśniącego suva do ich garażu. A może opłaćmy za nich czynsz za rok z góry? Ta rudera, w której mieszkają, nie może zbyt wiele kosztować. - To nasza rudera - powiedział Huff. - Jest jednym z wynajmowanych przez nas mieszkań. - Tym lepiej. Możemy ją odmalować, przeprowadzić remont, zainstalować grill w ogródku. Po tym wszystkim założę się, że pani Paulik zastanowi się dwa razy, zanim pozwie nas do sądu. Zwłaszcza że może przegrać. Beck, jestem pewien, że potrafisz ją o tym przekonać. Bo inaczej musielibyśmy wyrzucić ją ze świeżo odnowionego domu, odebrać samochód i wszystkie inne prezenty. - Co o tym myślisz? - Huff spojrzał na Becka. - Przypuszczam, że nie zaszkodzi spróbować. Polecę komuś z biura, żeby przygotował pakiet dobrej woli, zaczynając od suva. - Ja zaś, żeby wytrącić jej z rąk argument o niebezpiecznych warunkach pracy, nakażę wyłączenie podajnika do czasu jego naprawy - dodał Chris. - Już został wyłączony. - Od kiedy? - Chris spojrzał na Becka. - Od godziny. - Na czyje polecenie? - Moje. Chris poczuł przypływ złości. Był kierownikiem produkcji, ale najwyraźniej Beck mało sobie robił z jego pozycji. - Przepraszam, jeżeli przekroczyłem swoje kompetencje, Chris, ale dziś rano odwiedziłem halę fabryczną, żeby ocenić sytuację. - Od tego jest George Robson. - Był tam, napuszony jak zwykle i równie nieużyteczny. Każdy idiota potrafiłby zrozumieć, że podajnik powinno się wyłączyć. Pomyśl, jak reszta pracowników odebrałaby brak takiej reakcji. Zupełnie jakby to, co zdarzyło się Billy'emu Paulikowi, nie miało dla nas żadnego znaczenia. ...

George'owi brakło odwagi albo był za głupi, żeby podjąć decyzję, dlatego sam się tym zająłem. Chris skinął sztywno głową. - Jestem pewien, że działałeś w moim imieniu. - Tylko dlatego, że ty musiałeś być tutaj, przy Huffie. Upewniłem się, że George i wszyscy pozostali zrozumieli, że podejmuję decyzję w porozumieniu z tobą. - Beck spojrzał na zegarek. - Nie pokazywałem się tam zbyt długo. Morale sięgnęło dna. Powinniśmy teraz pojawiać się w fabryce jak najczęściej. Za twoim pozwoleniem wystosuję kurendę, w której kierownictwo wyrazi swój szczery żal z powodu tego, co stało się z Billym. - Dorzuć też coś o szczególnej opiece, jaką otoczyliśmy jego rodzinę - dodał Huff. - Oczywiście - uśmiechnął się ponuro Beck. - Nie mogło się to zdarzyć w gorszym momencie. Tak szybko po śmierci Danny'ego. Mam nadzieję, że złe wiadomości nie pogorszą twojego stanu. Jak się czujesz? - Jeszcze tylko dzień i będę mógł wrócić do domu. To tylko środki ostrożności, moim zdaniem, zupełnie niepotrzebne. Doktor Caroe mówi, że jestem zdrowy jak rydz. Te jego cholerne badania! Kłuli mnie, szarpali, przypinali do różnych maszyn, upuścili mi kwartę krwi, musiałem nasikać do kubeczka tyle razy, że straciłem rachubę, a wszystko po to, by się dowiedzieć, że moje serce jest prawie w nienaruszonym stanie. - Wyglądasz na zawiedzionego, Huff - roześmiał się Chris. - Wręcz przeciwnie. Chcę żyć wiecznie - odparł stary i spojrzał na Becka. - Wiem, jak trudno ci było przyjść tu i zdać raport ze wszystkiego, ale przekazywanie mi złych wieści należy do twoich obowiązków. Nie wiń się za to. Zamyślony Beck pokiwał głową. Widząc to, Huff zapytał: - Jeszcze jakiś problem? - Gdybym stracił ramię - zaczął Beck powoli - a co za tym idzie, środki do życia, nie jestem pewien, czy dałbym się ugłaskać kilkoma cackami i nową warstwą farby w domu. Nadal uważam, że powinniśmy się przygotować na najgorsze. Gdy Beck opuścił szpital, Chris przysiadł na łóżku ojca. - Znasz Becka. Wiesz, jakim jest pesymistą. Nie pozwól, żeby jego złe proroctwa zanadto cię zdenerwowały. - Beck traktuje swoją pracę poważnie. Pilnuje naszych interesów. - Huff dźgnął Chrisa palcem w nogę. - I twojego dziedzictwa, synu. Nie zapominaj o tym. - Dobrze już, dobrze. Facet jest prawdziwą perłą. Tylko spokojnie, żeby nie skoczyło ci ciśnienie. - Nigdy przedtem nie byłeś tak drażliwy, jeśli chodziło o Becka. Co jest grane? - Od kiedy to Beck ma upoważnienia do zatrzymywania wadliwej maszyny? - Wolałbyś, żeby najpierw oderwała komuś rękę? - Jasne, że nie. - Zatem Beck postąpił słusznie, prawda? - Nie powiedziałem, że nie miał racji. Sam przecież zasugerowałem podobne rozwiązanie. Po prostu... Och, do diabła, możemy o tym nie rozmawiać? To chyba stres. Ostatnio wszyscy mamy wiele kłopotów. - Skoro już mowa o kłopotach, to czy są jakieś nowe wieści z biura szeryfa? - Ani słowa. - Tak myślałem. - Huff machnął niedbale ręką. - Rudy powinien wysłać detektywa Scotta, by zapędzał krowy do zagród, albo coś w tym stylu, zamiast pozwalać mu przyczepiać się do tak nieistotnych szczegółów, jak pudełko zapałek. Jakieś wiadomości z Meksyku? - Od Mary Beth? Nie miałem czasu, żeby choćby o niej pomyśleć. - Ale nie zabrakło ci go, żeby wyobracać tę głupią dziewuchę, z którą ożenił się George, i to nie dalej, jak ostatniej nocy. Chris nie czuł się zażenowany tym, że ojciec wiedział o wszystkim. Już raczej zaskoczony i rozbawiony. - Twoja sieć informatorów jest niesamowita, Huff. Jak ty to robisz? Nawet leżąc tu, na OIOM-ie. Huff roześmiał się cicho. - Powiem ci coś lepszego. Wiedziałeś o tym, że twoja siostra pojechała wczoraj z Beckiem do baru rybnego? Potem Beck odwiózł ją do hotelu, dopilnował, żeby się zameldowała, odprowadził do drzwi i wszedł do środka. Chris przypomniał sobie morderczy wyraz twarzy Becka, gdy Klaps Watkins uczynił wulgarną uwagę na temat Sayre. Tylko że Beck był mężczyzną ze starej szkoły i traktował wszystkie kobiety jak damy, dopóki mu nie udowodnią, że nimi nie są. Dlatego Chris wyśmiał insynuacje Huffa kpiarskim prychnięciem: - Chyba nie sugerujesz, że między nimi coś jest. Sayre znienawidziła Becka od pierwszego wejrzenia, ponieważ jest jednym z nas. - Więc dlaczego nie wróciła do San Francisco? - Ponieważ myślała, że umrzesz. - Hmm, może. - Huff założył ręce za głowę. - Mimo wszystko, byłoby to interesujące, nie sądzisz? - Co? - Gdyby Beck i Sayre się ze sobą związali. - Na twoim miejscu nie nastawiałbym się na to. Beck lubi słodkie, łagodne kobiety o małych wymaganiach. Sayre kompletnie nie pasuje do tego rysopisu. - Oczywiście, że się na nic nie nastawiam - odparł Huff - ale zacząłem rozważać ten scenariusz jako drugi wariant rozwiązania mojego problemu. - Którego konkretnie? - Doczekania się trzeciej generacji Hoyle'ów, zanim zabije mnie jakiś rozległy atak serca. Jeśli chcesz zostać ojcem mojego wnuka, lepiej zakręć się wokół rozwodu z Mary Beth. Jeśli jest bezpłodna, nie ma sensu się z nią dłużej szamotać. Wybrałeś już sobie następną kobietę? Lilę? - Lilę? Bynajmniej! - Lepiej więc nie trać na nią swojego i mojego czasu. To tylko taka mała sugestia. - Huff nacisnął guzik obniżający łóżko, ułożył się wygodnie i zamknął oczy. Chris odebrał to jako sygnał, by zostawić ojca w spokoju. Opuścił szpital, unosząc ze sobą wszystko, co powiedział mu Huff. Wiedział z doświadczenia, że z ust jego ojca nigdy nie padają żadne przypadkowe i trywialne słowa. 17 Dom stał na uboczu, z dala od głównej drogi. Do schodów prowadzących do wejścia wiodła wąska ścieżka wysypana pokruszonymi muszlami ostryg. Szpiczasty dach budynku ocieniał ganek. Ciemnozielone drzwi wejściowe umieszczono dokładnie pośrodku fasady, okolone po obu stronach dwoma dużymi oknami o ciemnozielonych okiennicach. Ściany pomalowano na biało. Sayre skręciła na ścieżkę i zaparkowała tuż przed schodami, ozdobionymi rabatkami kaladium i pelargonii, przywiędniętych w bezlitosnym upale. Beck siedział na zamontowanej na ganku huśtawce z drzewa tekowego, trzymając w jednej ręce butelkę z piwem, a drugą głaszcząc gęste futro Frita. Gdy Sayre otworzyła drzwi samochodu, pies zawarczał. Kiedy jednak wysiadła, musiał ją rozpoznać, ponieważ zbiegł czym prędzej po schodkach, aby ją przywitać Sayre została uwięziona pomiędzy samochodem a czterdziestoma pięcioma kilogramami nieposkromionego entuzjazmu. Beck gwizdnął ostro i Frito posłuchał, choć nie do końca, Trzymał się blisko nóg Sayre, przez co potknęła się kilka razy, zanim dotarła na ganek. Merchant nie wstał, nie powiedział ani słowa, po prostu siedział, wyglądając niezwykle imponująco jak na człowieka odzianego wyłącznie w oliwkowe szorty. Z jego twarzy nie można było niczego wyczytać. Sayre nie wiedziała, czy był zaskoczony, rozgniewany, czy kompletnie obojętny wobec faktu, że pojawiła się na jego terenie prywatnym, przerywając mu relaks. Pokonując ostatni schodek, zawahała się. Frito wykorzystał okazję, aby wepchnąć łeb pod jej dłoń, szturchając ją, dopóki go nie pogłaskała. Przez cały ten czas Sayre patrzyła Beckowi prosto w oczy, ani razu nie spuszczając wzroku. - Sądzę, że wiesz, jak trudno było mi stanąć z tobą twarzą w twarz - powiedziała wreszcie. Beck pociągnął łyk z butelki, jednak nadal nie wymówił ani słowa. - Nie chciałam tu przyjeżdżać, ale sądzę, że powinniśmy o czymś porozmawiać. - Chcesz rozmawiać? - Tak. - Rozmawiać? - Tak. - Czyli nie przyszłaś, żeby kontynuować to, co przerwałaś zeszłej nocy? Jej policzki zapłonęły rumieńcem wstydu i gniewu. - Nie zamierzasz zachować się w tej sprawie jak dżentelmen, prawda? - Żądasz galanterii po tym, jak groziłaś mi śmiercią, jeżeli jeszcze raz cię dotknę? Faktycznie, chyba nie prosisz o zbyt wiele. - Pewnie masz prawo do takiej reakcji. - Jeszcze jak. Sayre zdawała sobie sprawę, że Beck nie oszczędzi sobie uwag pod jej adresem i uzbroiła się w cierpliwość. Chciała uciec do samochodu i odjechać stąd czym prędzej, ale została i z rumieńcem wstydu na twarzy zniosła jego spojrzenie. W końcu Beck roześmiał się gorzko i przesunął się, robiąc jej miejsce na huśtawce. - Siadaj. Chcesz piwa? - Nie, dziękuję. - Przysiadła obok niego. Spojrzał na czerwony kabriolet, którym przyjechała. - Niezła zabawka. - To jedyny samochód, jaki wypożyczalnia mogła mi udostępnić bez rezerwacji. - Przyprowadzili go dla ciebie z Nowego Orleanu? - Dziś rano. Przyjrzał się jej płóciennym spodniom i obcisłemu podkoszulkowi. - Kolejne nowe ciuchy? - Nie przywiozłam ze sobą zbyt wielu rzeczy z San Francisco. Potrzebuję czegoś na zmianę. - Zatem wciąż zamierzasz tu zostać. - Uważasz, że to, co się zdarzyło zeszłej nocy, powinno mnie odstraszyć? Czy to właśnie chciałeś osiągnąć? Odesłać mnie do domu? Dlatego to zrobiłeś? Zielone oczy spojrzały prosto na nią i Sayre poczuła lekkie łaskotanie w podbrzuszu. - A dlaczego ty to zrobiłaś? ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 prowadzenieciazy.wroclaw.pl

WordPress Theme by ThemeTaste