- Wiem, wiem, ale od tej chwili po prostu mnie bedziesz
mówic, kto dzwonił, a ja jej to przeka¿e. Nie podawaj jej telefonu. Jeszcze za wczesnie, zreszta dla niej to takie krepujace. Wyglada okropnie. Biedactwo, z tymi drutami w ustach trudno jej mówic. Naprawde, to dla jej dobra. Marla chciała zaprotestowac... ta kobieta mówiła o niej. Dziecko przestało płakac i Marla przekreciła sie na brzuch. Była taka zmeczona, tak strasznie zmeczona. Kiedy sie obudzi, załatwi swoje sprawy, ludzie wokół niej znowu beda mieli twarze... kiedy ju¿ wstanie... - Wiec z Twardzielem wszystko w porzadku? - spytał Nick, siadajac na brzegu hotelowego łó¿ka i zrzucajac buty. Przyciskajac słuchawke ramieniem do podbródka, rzucił sie na łó¿ko i spojrzał na sufit. 147 - Tak jak ci mówiłem - odparł Ole. - Grzeczny jest, tyle ¿e wyłazi na droge patrzec, czy nie wracasz. - Myslałem, ¿e wróce wczesniej - tłumaczył Nick - ale to mo¿e jeszcze troche potrwac. - Na to wyglada. Nick zmarszczył brwi na mysl o tym, jak głeboko utknał w tej całej historii. Ale własciwie przecie¿ wiedział, ¿e tak bedzie. Jak zawsze, kiedy w gre wchodziła ta kobieta. Dziwnie było widziec ja w szpitalu, cała opuchnieta i posiniaczona, czuc dawna gorycz zmieszana z litoscia, która teraz wzbudzała. Biedna, mała bogata dziewczynka. Albo raczej biedna, wredna bogata dziwka. - Nie masz sie co martwic o Twardziela - mówił Ole. - Nie ma tu zle. „Notoriousa” te¿ dogladam jak swojej łajby. - Dzieki. - Ciagnac za soba sznur telefonu, Nick podszedł do okna wychodzacego na Haight Street. - Dam ci znac, kiedy wracam. - Dobra - powiedział Ole i odło¿ył słuchawke. Nick potarł kark. Od chwili, kiedy zobaczył Aleksa na parkingu koło przystani, ¿ył w dziwnym napieciu, które z ka¿dym dniem stawało sie trudniejsze do zniesienia. Spojrzał w strone wzgórza. Gdzies tam, w tym wielkim domu, Marla powoli dochodzi do siebie i, miejmy nadzieje, wkrótce odzyska pamiec. On osobiscie wolałby zapomniec o pewnych wydarzeniach ze swojego ¿ycia, ale nie potrafił. Wspomnienia goracej, gładkiej skóry i jej zmysłowego zapachu czaiły sie tu¿ pod powierzchnia jego swiadomosci, gotowe w ka¿dej chwili znowu nim zawładnac. Marla była najbardziej prowokujaca kobieta, jaka znał. Jedyna, która naprawde zalazła mu za skóre. Niezale¿nie od okolicznosci, ilekroc byli razem, w powietrzu a¿ iskrzyło od goracych spojrzen, od erotycznych niedomówien, od lekkich jak skrzydło motyla, pozornie przypadkowych dotkniec jej smukłych palców, które czuł na 148 karku. Nigdy ¿adna kobieta nie zrobiła na nim takiego wra¿enia. Ani przedtem, ani potem. Był tak głupi i zaslepiony, ¿e sadził, i¿ to nie ona, ale oni, ich dwoje, zespoleni w jakas kosmiczna jednosc. Mylił sie, oczywiscie. A był ju¿ dorosły i powinien wiedziec lepiej. Dwadziescia cztery lata. Tak, zdecydowanie nie był ju¿