oszołomienie było niczym w porównaniu z
tym, czego doświadczała teraz. Kolana miała jak z waty, nogi się pod nią uginały. Ramiona i plecy stały się dziwnie wiotkie. Amy bała się, że zaraz zsunie się z fotela i upadnie na podłogę. Było bosko! Opuściła powieki, przywarła do Pierce'a i przesuwała dłońmi po jego mocnych ramionach, rozkoszując się dotykiem jego skóry, ciepłem, bliskością. Czuła też jego zapach i słyszała gwałtowne bicie jego serca. Pragnienie ciągle w niej rosło. Nigdy nie doświadczała takiej szaleńczej pokusy, nie przypuszczała, że istnieją ta kie silne i nieokiełzane uczucia. Pragnęła jeszcze większej bliskości. Pierce nie przestawał jej całować. Tuliła się do niego. Prężyła się pod dotykiem jego rąk błądzących po jej piersi, rozkoszowała się pocałunkami, jakimi obsypywał jej czoło, policzki i skronie. W końcu oderwał od niej usta. Brakowało jej tchu, krew szumiała w uszach. Chciała więcej. Może to jedyny sposób, by się z tego otrząsnąć. Otworzyła oczy. Pierce wpatrywał się w nią, a w jego oczach płonęło pożądanie. Amy jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak kobieca i upragniona. - Amy, musimy przestać. Powiedziałem, żebyśmy cieszyli się chwilą, ale... - Z trudem przełknął ślinę. - Musimy skończyć, nim posuniemy się za daleko. Wiedziała, że ma rację. Rozum też jej to podpowiadał. Ale jej serce i ciało nie chciały tego przyjąć, krzycząc rozpaczliwie: „Dlaczego?". Nieco później usiedli w salonie, Pierce na kanapie, Amy w fotelu. Starali się zachować dystans, jednak coś w ich relacjach się zmieniło. I to na wielu płaszczyznach. Amy czuła to bardzo wyraźnie. Ich wzajemny pociąg, który nieoczekiwanie ujawnił się z taką siłą, przygasł, choć tlił się w nich nadal. Oboje to czuli. Szaleńcze pocałunki pomogły. Napięcie, jakie między nimi narastało, teraz opadło. Było inaczej. Lepiej. Amy czuła się spokojniejsza. Ufała Pierce'owi. Był rozpalony nie mniej niż ona, a jednak znalazł w sobie siłę, by przestać, nim byłoby za późno. Wiedział, że ona nie chce wchodzić w żadne układy, i