podejrzliwym wzrokiem.
- Czemu chodziłeś na policję? - zaatakowała. Nadal przyglądał jej się ze ściągniętymi brwiami. - Słucham - ponagliła. Uniósł ręce obronnym gestem. - Ponieważ to jedno z moich zadań. - Co przez to rozumiesz? - Znam się na kultach, wierzeniach i podobnych rzeczach, wiem też doskonale, że problemy z nimi zaczynają się w momencie, gdy pojawiają się fanatycy. Jeśli ktoś ma się za kapłankę wudu i zajmuje się rzucaniem miłosnych zaklęć, jest to niegroźna zabawa, ale jeśli ktoś naprawdę uwierzy, że jest sługą szatana czy innych ciemnych mocy, to jeden Bóg raczy wiedzieć, do czego może to doprowadzić. Ze względu na dziedzinę, którą się zajmuję, kilkakrotnie byłem zatrudniany jako ekspert w przypadkach, gdy grupa fanatyków posuwała się zbyt daleko i niewinni ludzie padali ich ofiarą. Ponieważ obawiam się, że coś podobnego może wydarzyć się również tutaj, poszedłem na policję i podzieliłem się moimi obawami z porucznikiem Canadym. Zmarszczyła brwi. - Patrz na drogę - ostrzegł. Uświadomiła sobie, że zbyt długo przygląda mu się w lusterku, więc czym prędzej wbiła wzrok przed siebie, lecz i tak była aż nadto świadoma jego obecności. Zdecydowanie wolałaby, żeby wznosiła się między nimi kilkumetrowa betonowa ściana, chociaż z drugiej strony... Z drugiej strony był tak pociągający, że potrafiła przy nim zapomnieć o wszystkim i myśleć tylko o tym, jak by to było, gdyby... RS 108 Może to jego sposób poruszania się, może sposób,w jaki na nią patrzył - nie wiedziała, co tak działa, w każdym razie coś w nim działało na nią wyjątkowo uwodzicielsko. Surowo nakazała sobie wziąć się w garść. Bryan McAllistair okazał się niebezpieczny, gdyż zagrażał jej wewnętrznemu spokojowi. Musiała mieć się na baczności. Kiedy tylko złożyli zeznania, Bryan wybiegł, spiesząc na swój wykład, zaś Jessica i Sean wymienili spojrzenia. - Był wtedy w Rumunii - poinformowała Jessica. - I w różnych innych miejscach w Europie, gdzie miały miejsce podobne wydarzenia - dopowiedział Sean. - A dziś zjawił się dokładnie wtedy, gdy zostałam napadnięta. - Właśnie. - Jakoś dużo tych zbiegów okoliczności... Przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu. - To samo można powiedzieć w odniesieniu do ciebie. Nim zdążyła spytać, co właściwie miał na myśli, do pokoju wpadł Bobby Munro. - Jessica, słyszałem, co się stało. Napadnięto cię? Nic ci nie jest? - Uściskał ją, lecz szybko odsunął się od niej z wyrazem zakłopotania na twarzy. - Przepraszam, panie poruczniku, ale właśnie się dowiedziałem... - Wszystko w porządku - zapewnił go Sean. Bobby znów z troską spojrzał na Jessicę. - Na pewno nic ci nie zrobili? - Nic. - We właściwym momencie zjawił się profesor McAllistair, czego ci dranie na pewno bardzo teraz żałują. - Sean podchwycił wzrok Jessiki i RS 109