kompanem, Robert Fairbairn, nawiedzony golfista, rwał włosy z głowy
przy każdym dołku, Mark Loftus w ogóle się nie zjawił i nikt za nim nie tęsknił, a Bianco rozgrywał pokazowy mecz z upartym Stephenem Steerfor-them, który mu mocno deptał po piętach. Z drugiej strony Kat Dunn - fantastycznie wyglądająca w kraciastych spodniach i białej koszulce z krótkimi rękawami - wydawała się bardziej skupiona na waleniu z furią w piłki, niż na trafianiu nimi do dołków. - Coś nie tak? - zagadnął ją, kiedy po raz piąty nie trafiła. - Powiedzmy. - Mogę pomóc? - Nie - odparła, odchodząc zamaszystym krokiem. - Jak się czujesz? - spytała Karolina Flic około jedenastej. - Podle. - Biedactwo! Co mogę dla ciebie zrobić? - Nic. - Flic obróciła się na bok. - Będzie dobrze mamo, tylko muszę dużo spać., - Sen to najlepsze lekarstwo. I dużo płynów. Przyniosę ci wodę i zupę. - Chcę pospać, mamusiu. Zawołam, jeśli będę czegoś potrzebowała. 127 Karolina wyśliznęła się cichutko z pokoju, a widząc pod drzwiami Imogen, położyła palec na ustach i nakazała jej gestem przejść dalej. - Idę do Nicoli - poinformowała ją młodsza córka. - Myślałam, że umówiłaś się z Annie? - Mówiłam ci o Nic. - Imogen wyglądała na rozdrażnioną. - Zresztą, jaka to różnica? - Chyba żadna. - Karolina przyjrzała jej się badawczo. - Dobrze się czujesz? - Pewnie. A ona? - Spać jej się chce. - Chloe też ma zamiar wyjść. - Dokąd? - Nie wiem. Słyszałam, jak pytała Izabelę, czy nie mogłaby jej podwieźć. - Ach, tak? - zirytowała się Karolina. - Mam jej powiedzieć, że nie może? - Nie, dziękuję. Sama to załatwię. Ale w drodze na dół zniecierpliwienie minęło, a myśl o pustym domu (z wyjątkiem Flic, która i tak cały czas śpi) wydała jej się nad wyraz kusząca. Pora brać się do roboty, a przy okazji przemyśleć kilka spraw największej wagi, na które ostatnio zupełnie nie miała czasu. - Możesz iść, choćby na całe popołudnie - powiedziała, odnalazłszy w kuchni Chloe z Izabelą - pod warunkiem, że zabierzesz Kahlego. - Ale ja chciałam iść do kina - zaprotestowała Chloe. - No to nie pójdziesz. Bo z psem cię nie wpuszczą. - Dlaczego musimy go brać? - Myślałam, że go kochasz? - Kocham, ale... - To albo go zabierz, albo będzie siedział w ogrodzie aż do twojego powrotu, bo ja nie mogę zajmować się twoją siostrą, swoją robotą i do tego co pięć minut sprawdzać, czy Kahli nie musi wyjść. Retriever rzeczywiście ostatnio tak się właśnie zachowywał, chociaż weterynarz, pan Peterson, uznał go za zdrowego. - Oczywiście, że go weźmiemy - wtrąciła szybko Izabela, widząc niezwykłą reakcję Karo. - Zobaczysz, ile jest miejsc, gdzie wpuszczają psy.