wyjął z kieszeni list i rozerwał kopertę. Szybko
przebiegł wzrokiem treść, po czym zasępiony odchylił się na oparcie krzesła. Nieszczęścia zwykle chodzą parami, pomyślał. - Świetnie. Niech mnie pan nazywa idiotą - burknął lokaj. - Ale to pan dał się złapać w sidła od razu po powrocie do Londynu. - Nie wpadłem w żadne sidła, tylko zyskałem punkt w rozgrywce z Marleyem. - Nie potrafił bez warknięcia wymówić nazwiska tego drania. - A małżeństwo? - Tylko w ten sposób uniknąłem ukamienowania. -Aha. - Żaden ojciec o zdrowych zmysłach nie pozwoliłby córce wyjść za mnie, ale wszyscy doszli do fałszywego przekonania, że będzie najlepiej przykuć mnie łańcuchem do jakiejś biednej kobiety. - Jeszcze raz przeczytał list, szukając choć promyka nadziei. - A tak przy okazji, Bates przesyła ci pozdrowienia. - I dobrze, bo jest mi winien dziesięć funtów. - Lokaj rozłożył na łóżku właściwe ubranie. - A kto to właściwie jest lady Stanton? - Pewna wdowa mieszkająca w Szkocji. Prapracośtam Wally'ego. - Brzmi prawdopodobnie. Sinclair zmierzył służącego wzrokiem. - Nie jestem kompletnym osłem. A twoje dziesięć funtów jest już w drodze do Londynu. Roman spoważniał. - Bates nic nie znalazł? - Nic. Nie spodziewałem się, że znajdzie, ale człowiek zawsze ma nadzieję. Razem z Wallym i Crispinem wynajął dom na Weigh House Street. A raczej lady Stanton go wynajęła. Podał list lokajowi. Ten przeczytał go szybko. - Cieszę się, że Crispin przyjeżdża - powiedział. - Może on przemówi panu do rozumu i uchroni przed małżeństwem. - Jestem teraz markizem Althorpe. Kiedyś muszę znaleźć sobie żonę, choćby ze względu na Thomasa. Poza tym podniecała go myśl, że zdobędzie Victorię Fontaine. Te długie, podwinięte rzęsy... - Wiem, wiem. Ale wszyscy w Londynie uważają, że jest pan... rozpustnikiem. A rozpustnik nie powinien się żenić. Nawet z taką dziką osóbką jak panna Vixen. Grafton prychnął, zmiął list i wrzucił do kominka. - Na razie nie będzie żadnego małżeństwa. Nie komplikuj prostej sprawy. Lokaj skrzyżował ramiona na piersi i łypnął na niego spode łba. - To pan wszystko komplikuje. Nawet służba bierze pana... Sinclair Spiorunował go wzrokiem. - Po raz ostatni powtarzam ci, Romanie, że jestem dawnym Sinem. Nic się nie zmieniło od czasów