- Co, kochanie? - zapytał, pieszcząc jej skórę swoim oddechem.
- Ja... ja... - Wiem. - Chwycił ją na ręce i przeniósł przez otwarte drzwi do małej, ciemnej sypialni. - Ja też. Razem potoczyli się na miękki materac, który ugiął się pod ich ciężarem. Całowali się namiętnie i Shelby czuła, jak pulsuje w niej pożądanie. Wiedziała, że powinna zatrzymać to szaleństwo, że kochanie się z tym człowiekiem będzie najgorszym błędem życiowym. Jednak ta buntownicza część jej osobowości, którą wyzwolił w niej przed dziesięciu laty, dziś wieczorem uległa odrodzeniu i, z dala od wścibskich oczu ojca oraz zmartwień wywołanych poszukiwaniami dziecka - ich dziecka - Shelby poddała się emocjom. Nevada ściągnął jej sukienkę przez ramiona i cisnął stanik na podłogę. Shelby zaczęła go rozbierać i widok jego umięśnionych barków zagłuszył wszelkie wątpliwości. Tak dawno, cholernie dawno, nie kochała się z nim. Jego usta były wszędzie, sprawiały, że robiło jej się coraz bardziej gorąco, a żądza przyśpieszała puls. Nevada odpiął kolejne guziki sukienki, tak że została tylko w majtkach. Miał szorstkie palce i czuła jego cudowny, magiczny oddech na swoim brzuchu. Wydała przeciągły jęk, kiedy dotarł językiem do jej pępka i wsunął ręce pod jej pośladki, a potem podciągnął ją w górę, bliżej siebie. Całował ją delikatnie i pieścił językiem, zsuwając się coraz niżej. W wyobraźni Shelby przewijały się zmysłowe obrazy; wodziła palcami po mięśniach jego rąk. Nevada zrzucił buty i dżinsy. Nie, nie, nie! Nie rób tego! Gładził ją po plecach. - Powiedz mi nie. Tak, powiedz mu! - Ja... ja nie mogę. - Shelby, to niebezpieczne - szepnął, wtulony w jej wzgórek łonowy, roztrzepując włoski, które go porastały. Dygocząc i wijąc się z pożądania, nie potrafiła ani nie chciała znaleźć słów, które by ich powstrzymały. Dzisiejszy wieczór należał do nich. Postanowiła nie pamiętać o przeszłości ani nie zastanawiać się, co przyniesie jutro. Nevada całował wewnętrzną część jej uda mokrymi, ciepłymi wargami. Zaparło jej dech w piersiach. Jego wargi otarły się o miejsce, które aż bolało z pożądania. Serce Shelby biło bardzo mocno i czuła zawroty głowy. Noc dobiegała końca, roztapiała się w cieniach. Nevada całował Shelby w najbardziej intymnych miejscach, a ona otwierała się przed nim, tak podniecona, że brakowało jej powietrza. Pragnęła go tak jak zawsze, jak przedtem. Był jedynym mężczyzną, któremu kiedykolwiek powierzyła swoje serce, i jedynym mężczyzną, któremu pozwoliła to serce złamać. 116 Zatopił palce w jej pośladkach i mocno ją przytrzymywał. Shelby kołysała się coraz szybciej, czując, jak rośnie tętno jej krwi w żyłach, aż w końcu, gdzieś w najgłębszych zakamarkach jej ciała, pękła jakaś tama. Gwałtownie, dziko. Jej dusza, tak beznadziejnie spętana nieszczęściem, nareszcie wybrała wolność. Shelby głośno krzyknęła, choć jeszcze przed chwilą jej głos wydawał się taki słaby. - Nevada... - Jestem tutaj, kochanie - powiedział i przysunął się trochę, żeby mocniej ją przytulić. Jeszcze z trudem łapał oddech i drapał ją zarośniętą brodą w policzek. Pocałował ją w usta, a kolanami rozsunął jej nogi. - O Boże, Shelby, tęskniłem za tobą - szepnął i wbił się w nią głęboko. Shelby zamknięta oczy i zatraciła się w jego cieple i dotyku. Całkowicie się rozluźniła i szybko przystosowała do jego rytmu, jakby byli kochankami od wielu lat. - Shelby... piękna Shelby - szepnął zachrypniętym głosem. Był mokry od potu. Coraz szybciej, jak koń, który wyrwał się z pęt i galopuje ku wielkiej przepaści, napierał na nią i ściskał ją z całej siły, ciężko dysząc. Shelby nie była w stanie myśleć; ledwo oddychała. Kocham cię, Nevada. Otworzyła usta, by wypowiedzieć te słowa, ale głos odmówił jej posłuszeństwa. Przed jej oczami wybuchła błyskawica. Jej ciałem wstrząsnęły spazmy. - Nie mogę przestać... nie mogę... - Nevada zesztywniał, napiął mięśnie pośladków i wygiął plecy, po czym wytrysnął i opadł na nią, z trudem łapiąc oddech. - Dobry Boże - szepnął w zagłębienie na jej szyi. Shelby przywarła do niego i zamrugała, próbując zwalczyć nagłe i niechciane łzy. - Przykro mi. Nie chodziło mi o to, że... - Pst. Nic się nie stało. - Otoczył ją muskularnymi ramionami i wielką dłonią przytulił jej twarz do swojej piersi, w której mocno i miarowo biło jego serce. Pociągnęła nosem, starając się nie rozkleić, nie chciała tracić panowania