Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/prowadzenieciazy.wroclaw.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra14/ftp/prowadzenieciazy.wroclaw.pl/paka.php on line 5
wyfantazjowali sobie to chodzenie po wodzie. Trzeciej jednak nocy, czyli wczoraj,

wyfantazjowali sobie to chodzenie po wodzie. Trzeciej jednak nocy, czyli wczoraj,

  • Paweł

wyfantazjowali sobie to chodzenie po wodzie. Trzeciej jednak nocy, czyli wczoraj,

04 July 2022 by Paweł

wyszła na jaw pewna niezwykłe pikantna okoliczność, która wszystko wyjaśniła. Ale milczeć, milczeć. Więcej ani słowa. Lepszy będzie efekt, kiedy opiszę całą podszewkę sprawy w zupełności, a stanie się to nie później niż jutro. Za dwie godziny, kiedy się ściemni i wzejdzie księżyc, udam się na pojedynek z widmem. A ponieważ bitwa z tamtym światem brzemienna jest w zagładę albo, w najlepszym razie, pomieszanie umysłu, zapobiegawczo wysyłam niniejsze pismo wieczornym pakkeboot. Wypatruj zatem, czcigodny arcybiskupie Reims, jutrzejszej poczty, dręcz się z ciekawości i niecierpliwości. Miecz przypasawszy damasceński I w niezawodną obleczon kolczugę, Na bój z olbrzymem wciąż zwycięskim Zuchwały zbiera się wojownik. A jeśli mu sądzone w bitwie Swą zawadiacką złożyć głowę, W modlitwie wspomnij go, władyko, A ty, Księżniczko jego Marzeń, W kawiarni cichej napotkana, Ciało herosa łzami zroś. Ahoj! * * * Taki to był list. Z początku Berdyczowski i Pelagia słuchali tego wszystkiego z uśmiechem, bawiło ich porównanie przewielebnego do arcybiskupa Reims Turpina, niezmordowanego prześladowcy Maurów i towarzysza broni Rolanda z Roncevaux. Pod koniec tej obszernej epistoły na obliczach mniszki i podprokuratora odmalowała się jednak niepewność, a Berdyczowski nazwał nawet popisującego się Aleksego Stiepanowicza draniem. Postanowili nie ulegać prowokacji Aloszki i w żadne przypuszczenia co do zawartych w postscriptum zagadkowych aluzji się nie wdawać, zaczekać natomiast na jutrzejszą korespondencję z Nowego Araratu i wtedy już wszystko szczegółowo omówić. Ale w poczcie, która nadeszła nazajutrz, listu od Lentoczkina nie było. Nie przyszedł on też ani na drugi, ani na trzeci, ani na czwarty dzień. Przewielebny nadzwyczaj się zaniepokoił i zaczął przemyśliwać, czy nie napisać do ojca Witalisa o zaginionym emisariuszu, a jeśli tego nie zrobił, to tylko dlatego, że sytuacja była niezręczna: wypadłoby przyznać, że Aloszę wysłano do Araratu w tajemnicy przed archimandrytą. Na siódmy dzień, kiedy zgnębiony, znużony bezsennością Mitrofaniusz już się szykował, by wyruszyć nad Modre Jezioro osobiście (z lęku o Aloszę władyka przestał się przejmować komplikacjami dyplomatycznymi), list wreszcie nadszedł, ale był zupełnie inny od pierwszego. Biskup znów przywołał do siebie swoich doradców i przeczytał im otrzymane orędzie, ale minę miał już nie zadowoloną, jak poprzednim razem, tylko zakłopotaną. Tym razem nie było żadnych wstępów ani tytułów, Alosza od razu przeszedł do rzeczy. * * * Drugi list Aleksego Stiepanowicza Wiem, że spóźniłem się z dalszym ciągiem nad wszelką miarę, ale są po temu całkiem poważne powody. Otóż to: cał-kiem po-waż-ne. Czarny Mnich to nie sztuczki jakiegoś zręcznego oszusta, jak przypuszczałem z początku, tu idzie o coś innego. O co właściwie – na razie sam nie rozumiem. Lepiej opowiem o wszystkim zgodnie z kolejnością wydarzeń. Po pierwsze – żeby się nie zaplątać, a po drugie – mam ochotę samemu sobie przepowiedzieć, co tu się właściwie działo, co było najpierw, a co potem. Bo bez tego w głowie mi się kołuje. Wysławszy do Waszej Przewielebności poprzedni list i spożywszy solidną kolację (czyżby minął zaledwie tydzień? wydaje się, że miesiące, a nawet lata), poszedłem na Mierzeję Postną niczym na wesoły piknik, zawczasu smakując kawał, jaki wytnę przypuszczalnemu mistyfikatorowi, który postanowił postraszyć

Posted in: Bez kategorii Tagged: thylane blondeau instagram, kto czyta książki żyje podwójnie co to znaczy, objawy podrażnionej trzustki,

Najczęściej czytane:

małym domku u podnóża gór, gdzie ją ulokował. Gdzie odwiedzał ją Willie. Gdzie czuła się prawie bezpiecznie. Dopóki nie zrozumiała, że Rex jest słaby i że w końcu wyjawi władzom, gdzie ona jest. Wtedy stamtąd odeszła i zaczęła się włóczyć po lesie. Wiedziała, że jest potrzebna synom. Znowu przed oczami miała obraz ognia i wody. Kłopoty. Straszliwe. Spojrzała na księżyc i gwiazdy, ale nie było ich widać. Las pogrążony był w całkowitej ciemności. Nie bała się. I była cierpliwa. Czekała na znak. Cassidy przeciągnęła się w łóżku i zorientowała się, że jest sama. Chase już wyszedł, ale to nie miało znaczenia. Tej nocy nadrabiali stracony czas. Kochali się i zasypiali tylko po to, żeby kochać się znowu. Swędziało ją całe ciało i czuła pieczenie między nogami. Narzuciła na siebie jego koszulę i zapinając ją, poszła boso do kuchni. Kawa była już zaparzona. Wyjrzała przez okno i zobaczyła, że Chase stoi przy stawie i wpatruje się w wodę. Czekał na nią. Nie chciała go rozczarować. Wybiegła na dwór. Koszula wiła jej się między nogami. Czuła łagodną pieszczotę powietrza na nagiej skórze. Zobaczył, że idzie, ale nie uśmiechnął się do niej. Zastanawiała się, czy wszystkie stare mury, które zburzyli zeszłej nocy, powstały na nowo. - Kto ostami, ten fujara! - zawołała. Odwrócił się do niej. Na minutę zamarło jej serce. Był tak podobny do Briga, że zaparło jej dech w piersi. - Coś się stało? - Nie. Ja... - Ale z niej idiotka. Zbyt wiele emocji naraz. - Chodź! Rozpięła guziki i koszula ześlizgnęła się na ziemię. Cassidy wbiegła do lodowatej wody. Nie pozwoliła błądzić niebezpiecznie swoim zdradzieckim myślom. Zanurkowała głęboko, dotknęła dna, a potem wynurzyła się, żeby złapać oddech. Chase nie stał pod drzewem. Nie było go. Wyczuła ruch. Nagle wynurzył się przy niej z otwartymi ramionami, rozbryzgując wodę. - Jesteśmy nienormalni. Z brody kapała mu woda. Wziął ją w ramiona. - Ej, bo się utopię! - Nie. Ja cię uratuję. Odnalazł jej usta. Objął ją rękami i nogami. Poczuła, że jego męskość wzbiera, mimo lodowatej wody. Krew w niej wrzała. Nagle zawładnęło nią pożądanie. Zamknęła oczy, otrząsnęła się z wątpliwości i na nowo poddała się temu mężczyźnie, swojemu mężowi. Dopiero później zrozumiała, że popełniła błąd. Siedzieli na ganku, trzymając w rękach kubki z gorącą kawą i przyglądali się koniom Cassidy, które pasły się na trawie za stawem. Promienie słońca przedzierały się przez chmury i ozłacały boki klaczy i ogierów, które oganiały się ogonami od much i skubały suchą trawę. Nigdy nie kupiła sobie źrebaka ani ogiera. Remmington był ostatnim. Siedziała na krześle w szlafroku, opierając stopy na stole. Ruskin warował przy niej na podłodze. Chase leżał wyciągnięty na sofie, z lekko uniesioną chorą nogą. Miał na sobie opuszczone nisko na biodrach wyblakłe dżinsy i koszulę którą ona narzuciła, wychodząc z łóżka. Miejscami była mokra. Nie zawracał sobie głowy, żeby ją pozapinać. - Czekasz - powiedział w końcu, biorąc łyk kawy - żebym powiedział ci o Brigu. - Chyba powinnam się dowiedzieć? Utkwił w niej niebieskie oczy, a potem spojrzał na horyzont. - Chyba tak. - Zawahał się przez moment i potarł kark. - Brig skontaktował się ze mną cztery czy pięć lat po tym, jak wyjechał. Znalazł mnie w Seattle. Powiedział, że mieszka w Anchorage, że kilka lat pracował przy rurociągu, potem w tartaku, a w końcu sam kupił tartak. Chciał, żeby wszyscy, ty, mama, całe to cholerne miasto, myśleli, że zginął, zmarł albo jak tam chcesz sobie to nazwać. Nigdy nie miał zamiaru wrócić. - To było zanim, czy po tym, jak się ponownie spotkaliśmy? Zanim. Ale przez bardzo długi czas nie dawał znaku życia. Wtedy już byliśmy ze sobą i... kazał mi tobie powiedzieć, że nie żyje. - On tak powiedział? - wyszeptała, próbując zlekceważyć ból, który znowu odezwał się w jej sercu. - Myślał, że tak będzie najlepiej. Zrozumiała. Chase od samego początku wszystkich okłamywał. - On... A co powiedział na to, że się spotykaliśmy? Jego oczy były okrutne. - Nic. - Nie próbował wybić ci tego z głowy? - Mówię ci, że w ogóle go to nie obchodziło. Cassidy, nie możesz się z tym pogodzić? ...

Coś się nie zgadzało. Czuła to w kościach. Dziennikarska intuicja mówiła jej, że Chase nie mówi prawdy. 155 Znowu. Ręce jej lekko drżały i wylało się trochę kawy. Poparzyła sobie rękę. - Powiedział mi, że to nie on podpalił tartak. - Wiem. - Ale nie wiesz, co się stało. - A ty wiesz? - wyszeptała. Serce łomotało jej jak szalone. Kim jest ten człowiek, który tyle wiedział i cały czas milczał? Kim jest jej mąż, z którym się kochała? Ile tajemnic miał przed nią przez te wszystkie lata? Ile myśli zachował tylko dla siebie? - Brig pojechał do tartaku, żeby załatwić sprawę z Jedem Bakerem. Pobili się u nas w domu, ale Brig był przekonany, że Jed jeszcze nie dostał za swoje. Przyjechał za późno. Tartak stał już w płomieniach. Zobaczył Williego, wbiegł do środka i go wyciągnął. Wrócił po Jeda i starał się go wydostać. - W jego oczach nagle pojawił się mrok. Mówił ledwie słyszalnym szeptem. - Nie udało mu się, bo między nimi była ściana ognia. - A Angie? Chase odwrócił wzrok i patrzył w dal. - Brig przysięgał, że nie wiedział, że ona tam jest. Nie widział jej z Jedem. Dowiedział się później. - O Boże. - Cassidy nagle zrobiło się zimno. Poczuła się tak, jakby weszła do ciemnego, lodowatego jeziora. Przypomniała sobie pożar, sięgającą nieba ścianę płomieni, chmury dymu i wstrętny, oślepiający strach... Chase znowu na nią spojrzał. - Powiedział, że pomogłaś mu uciec. Uparłaś się, żeby wziął twojego konia. Pokiwała w milczeniu głową. - I dałaś mu medalik świętego Krzysztofa. - Wpatrywał się w nią tak uporczywie, że nie mogła odwrócić wzroku. - Chyba nosił go cały czas. Miał go tej nocy, kiedy wrócił. Łzy napłynęły jej do oczu. Zacisnęła zęby, żeby się nie rozpłakać. Kubek wypadł jej z rąk na ganek i stoczył się między paprocie i azalie. - On nigdy cię nie zapomniał, Cass. - Dlaczego wrócił akurat teraz? Odwrócił wzrok. - Chase? Co powiedział? Chase podniósł się z kanapy i usiadł na ławie, na której Cassidy trzymała bose stopy. Ujął je w ciepłe dłonie, które niosły pocieszenie. - Bo nadszedł czas. Wrócił, bo chciał się dowiedzieć, kto podpalił tartak. Wiedział, że oskarżono jego. Postanowił poznać prawdę. Miał pieniądze i sądził, że nikt go nie rozpozna. Prosił, żebym mu pomógł. Kupno drewna i cała reszta, to był tylko kamuflaż. - Ale przecież ludzie by go rozpoznali? Zgolił brodę... - Na początku nikomu by się nie pokazywał. Poza tym wyglądał inaczej. Miał złamany nos, bo przytrafił mu się wypadek, gdy pracował w tartaku. Twarz mu się trochę zmieniła. - A ty go poznałeś? Przełknął z trudem ślinę, mocniej ścisnął jej łydkę, a potem się podniósł i pociągnął ją, żeby wstała. - Oczywiście. - A ja bym go poznała? Wpatrywał się w nią przez chwilę, która wydawała się wiecznością. Odezwał się niskim, pełnym uczucia głosem, którego nie była w stanie pojąć. - Nie sądzę, Cass. Chmury odpłynęły, odsłaniając słońce. - Może chciałabym się z nim pożegnać. Objął ją mocniej i przyciągnął do siebie. - Ja też. Chwyciła go rękami w pasie i trzymała mocno. - Ja... Przepraszam, za cały ból, jaki ci zadałam. Przez Briga... - Ćśśś. To już za nami. - Jego oddech połaskotał ją we włosy. Łzy popłynęły jej po policzkach. - Tak? - Zastanawiała się, czy kiedyś naprawdę o wszystkim zapomną, czy duch Briga McKenziego będzie ich dręczył zawsze. - Musimy pozwolić, żeby to umarło. - Ale jak? Dopóki nie dowiemy się, kto podpalił tartak, kto zabił Angie, kto... - Wzdrygnęła się, i przesunęła rękami po jego plecach. Poczuła silne mięśnie pod koszulą. - Kto był ojcem jej dziecka? - Myślisz, że to on? - spytał Chase. Stał nieruchomo, a jego ciało nagle zesztywniało. - Nie wiem, o Boże, nie wiem. - Przywarła do niego rozpaczliwie, głaszcząc go po ramionach. Pocałował ją. Jego oczy jaśniały z przejęcia. ... [Read more...]

- Tosta - powiedziała apatycznie.

Diaz przygotował tosty, nawet posmarował je kremowym serem i położył na talerzyku przed Millą. Odgryzła kęs i żuła. Żuła. Kęs rósł i rósł w jej ustach, aż pomyślała, że zaraz się udusi. ... [Read more...]

Diaz zrobił kanapki. Milla zjadła, a potem włożyła spodnie i

kurtkę, by wyjść na plażę. Spacerowała długo, wydawało jej się, że godzinami. Chłodna bryza owiewała jej twarz. Mózg wciąż był otępiały, nie mogła myśleć. Niemyślenie było dobre. Dłuższy czas ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 prowadzenieciazy.wroclaw.pl

WordPress Theme by ThemeTaste